Komplet składający się z regulowanego pierścionka i owalnego medalionu - zgłaszam do Szufladowego wyzwania Zainspiruj nas - Haft.
Haft rococo na białym lnie. Średnica pierścionka 2,5 cm, medalion 3x4 cm.
Ponieważ można zgłosić tylko jedną pracę, a nie wiem czy komplet potraktowany będzie jako "jedność", zgłaszam naszyjnik, a pierścionek niech tam sobie będzie w tle.... żeby naszyjnikowi nie było samotnie i smutno.
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
środa, 23 kwietnia 2014
Szydełkowe przedłużenie spodni i o zupie z pokrzyw.
Przez zimę Maleństwo wystrzeliło w górę. Może bym się tak szybko nie połapała, ale znajomi widujący ją co jakiś czas nie mogli się nadziwić, że tak szybko.... fakt, nie nosiła rozmiaru 98.... wskoczyła wprost w 104. Spodenki sztruksowe wyglądały już tak kuso i śmiesznie, że wyniosłam je na strych..... ale coś mnie olśniło. Kiedy miałam parę lat też miałam spodenki przedłużane przy pomocy szydełkowej bordiury zrobionej przez mamę.
Wzór to moja radosna twórczość, z wyjątkiem ostatniego rzędu, który podpatrzyłam i internecie, w celu zrobienia pierwszego rzędu musiałam użyć dziadkowego szydła - do zrobienia, a właściwie wywiercenia dziurek w materiale. Wreszcie przydały się resztki zachomikowanych włóczek, tak pięknych, ze aż oczy bolą od patrzenia na nie (mam ich kilka kilogramów :-)
A zaraz na drugi dzień powstało przedłużenie brązowych spodenek. Cieniowana włóczka z dużym udziałem wełny (pierwotnie przeznaczona na skarpetki) i wzór ze starej książki, zwany muszelkowym.
A jak już odłożyłam szydełko musiałam zmierzyć się z prozą życia (dla mnie to akurat gotowanie) które ostatecznie okazało się być dosyć przyjemne. W czasie spaceru świątecznego zauważyłam, że pokrzywa jest już całkiem, całkiem..... nadaje się do skonsumowania. Najstarsza uwielbia zupę pokrzywową, którą zajadała się przez całe dzieciństwo. Kiedy byłam mała taką zupę gotowała mieszkająca z nami babcia Ludwika.
Zauważyłam, że ludzkość dzieli się na tych którzy zupę znają i lubią i tych, którzy nigdy o niej nie słyszeli i są nawet mocno zbulwersowani konsumowaniem zielska.
O tym, że pokrzywa jest zdrowa wiedzą wszyscy więc o jej wartościach odżywczych nie będę się rozpisywać. Mam nadzieję, że ma ich przynajmniej tyle co herbatka lub syrop.
Wersja gotowana w naszej rodzinie to coś w rodzaju krupnika gotowanego z dodatkiem wędzonki: kiełbaski pokrojonej w kostkę, boczku.... Pod koniec gotowania dodaje się sparzone i posiekane czubki z młodych pokrzyw w ilości "na oko". I muszę przyznać, że choć sam krupnik furory u nas nie robi to zupa pokrzywowa znikła wczoraj w oka mgnieniu..... i mało tego... w słoiku pojechała do Warszawy, w walizce naszego "warszawskiego słoika".
niedziela, 13 kwietnia 2014
Naszyjnik szydełkowy, ale i haftowany, inspirowany Podlasiem.
Prezentuję najmniejszy gobelin jaki do tej pory widziałam... i jaki robiłam... 4,5 cm wysokości, 3,7 cm szerokości. Do tego jest to gobelin który został zawieszką naszyjnika. Praca przykładowa do nowego wyzwania Kreatywnego Kufra "Podróże: Podlasie".
Urodziłam się i ponad 30 lat mieszkałam w północnej części Podlasia, więc tak to je właśnie widzę.... Urokliwie, ładnie, spokojnie, może nawet za spokojnie, dzieją się tam dziwne rzeczy.... Zwany przez resztę świata "Polską B", nie muszę pisać, sami wiecie. Oglądacie filmy... na przykład.
"U Pana Boga za piecem", "U Pana Boga za miedzą" - wszystko mówi o Podlasiu, prawda?
Gobelin (jak go szumnie nazwałam) lub tkanina, powstał/a w większości z cieniowanej przędzy alpaka z jedwabiem o której pisałam w poprzednim poście, dostępnej w sklepie At - Bijou. Tło wykonałam szydełkiem, półsłupkami i słupkami, za łańcuszek służy sznureczek podwójny, zwany makramowym.
Na niebo użyłam 100% - owego kaszmiru z zapasów własnych, dawno zachomikowanych. Drobiazgi wyhaftowałam, a miejsce beżowe jest autentycznie utkane....za osnowę posłużyły słupki. Ramkę wykonałam oczkami rakowym przędzą tak cieniutką, że ledwie dobrałam do niej szydełko....
Wybrana technika jest ukłonem w stronę dziedziny twórczości zwanej w świecie -
Tekstile arts lub fiber arts . I coś mi się wydaje, ze powinnam się za nią poważnie zabrać.
W swoim "twórczym życiu" łapałam się za różne techniki i materiały, ale w większości były to włókna i tekstylia. I nigdy nie umiałam zdecydować co najbardziej lubię.... a ta dziedzina pozwala łączyć w czasie tworzenia tkaniny wiele technik konstrukcyjnych: szycie, dzianie, szydełkowanie, pikowanie, haftowanie, filcowanie. A do upiększania farbowanie, malowanie, drukowanie....i wszystko inne co tam aktualnie w duszy gra, pełna dowolność, po prostu można złapać to co mamy pod ręką !
Niedościgłą i absolutną mistrzynią jest dla mnie w tej dziedzinie Gilda Baron.
Gdy trafiłam na jej prace zupełnie przypadkiem, zapomniałam o bożym świecie i gapiłam się na nie godzinami.... co i Wam polecam....
Wiem, że daleko mojemu gobelinowi do prac artystki Gildy Baron... ale może kiedyś i mi się uda popełnić kilka równie zachwycających prac....
Urodziłam się i ponad 30 lat mieszkałam w północnej części Podlasia, więc tak to je właśnie widzę.... Urokliwie, ładnie, spokojnie, może nawet za spokojnie, dzieją się tam dziwne rzeczy.... Zwany przez resztę świata "Polską B", nie muszę pisać, sami wiecie. Oglądacie filmy... na przykład.
"U Pana Boga za piecem", "U Pana Boga za miedzą" - wszystko mówi o Podlasiu, prawda?
Gobelin (jak go szumnie nazwałam) lub tkanina, powstał/a w większości z cieniowanej przędzy alpaka z jedwabiem o której pisałam w poprzednim poście, dostępnej w sklepie At - Bijou. Tło wykonałam szydełkiem, półsłupkami i słupkami, za łańcuszek służy sznureczek podwójny, zwany makramowym.
Na niebo użyłam 100% - owego kaszmiru z zapasów własnych, dawno zachomikowanych. Drobiazgi wyhaftowałam, a miejsce beżowe jest autentycznie utkane....za osnowę posłużyły słupki. Ramkę wykonałam oczkami rakowym przędzą tak cieniutką, że ledwie dobrałam do niej szydełko....
Wybrana technika jest ukłonem w stronę dziedziny twórczości zwanej w świecie -
Tekstile arts lub fiber arts . I coś mi się wydaje, ze powinnam się za nią poważnie zabrać.
W swoim "twórczym życiu" łapałam się za różne techniki i materiały, ale w większości były to włókna i tekstylia. I nigdy nie umiałam zdecydować co najbardziej lubię.... a ta dziedzina pozwala łączyć w czasie tworzenia tkaniny wiele technik konstrukcyjnych: szycie, dzianie, szydełkowanie, pikowanie, haftowanie, filcowanie. A do upiększania farbowanie, malowanie, drukowanie....i wszystko inne co tam aktualnie w duszy gra, pełna dowolność, po prostu można złapać to co mamy pod ręką !
Niedościgłą i absolutną mistrzynią jest dla mnie w tej dziedzinie Gilda Baron.
Gdy trafiłam na jej prace zupełnie przypadkiem, zapomniałam o bożym świecie i gapiłam się na nie godzinami.... co i Wam polecam....
Wiem, że daleko mojemu gobelinowi do prac artystki Gildy Baron... ale może kiedyś i mi się uda popełnić kilka równie zachwycających prac....
Tymczasem zapraszam do udziału w wyzwaniu Kreatywnego Kufra, taki wdzięczny temat - PODLASIE !
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Komplet z haftem - rózyczki rococo i o przyczajonej wiośnie.
Zazdrość to brzydkie uczucie, ale przyznam się, że zazdroszczę.... większości Was zazdroszczę - wiosny.
Nie tylko tej, ubiegłorocznej, ale każdej wiosny od wielu lat, którą miała i cieszyła się cała Polska podczas kiedy my na Suwalszczyźnie walczyliśmy z przymrozkami, a czasem i zwałami śniegu.
Jak ja strasznie zazdrościłam.... teraz może już mniej, z wiekiem chyba się zaczęłam z tym godzić. Coroczne telefoniczne pogaduchy z cioteczkami z Krakowa: co? mirabelki już tracą płatki kwiatów?.... u nas dopiero zawiązki liści pojawiły się na krzakach .... a zieleń to na razie tylko w domyśle jest....
W ubiegłym roku to nawet pobiegłam z aparatem, a co tam niech zobaczą jak my tu mamy, zawsze nam zazdrościli tych Mazur, nawet myślą o przeprowadzce. Pokazałam jak ta nasza wiosna wyglądała, w Krakowie kwitły forsycje, spacery z krótkim rękawem, a u mnie w ogrodzie szaro-buro, zieleń jeszcze w przyczajeniu.
Kurtki zimowe jeszcze nie wyniesione.
Na własnej skórze doświadczałam i naocznie oglądałam kiedy jeździłam ze szkoły do domu. Pociąg wyruszał z Bieszczad, ja wsiadałam do zmrożonego w Sanoku, albo Krośnie..... zanim dojechałam do Warszawy sople tajały, babeczki w płaszczykach cieniutkich (ja oczywiście w kurtce ciepłej, która za śpiwór służyła w podróży). Cieplutko, deszczyk pada, jedziemy w kierunku Suwałk. Zanim dotrę na miejsce znowu sople zwisają za oknem, ludziska poubierane jak na Syberii.... no tak, bo to "Polski biegun zimna" jest.
Zwróciliście kiedyś uwagę na mapę podczas prognozy pogody.... brrrrr.
Ja nawet teraz, kiedy przeprowadziłam się na Mazury widzę różnicę w temperaturze. Kiedy u nas leżą resztki śniegu, w okolicach Sejn są jeszcze zaspy, a i temperatura zazwyczaj jest niższa. No to się pocieszyłam.... zawsze to już mam bliżej do tej wiosny mieszkając tu.
Istnieje teoria, że głęboko pod Suwalszczyzną leży wieczna zmarzlina i stąd to zimno, ale na ile to jest prawda....?
Coś dla oka:
Biżuteria pozuje w towarzystwie alpaki z jedwabiem, którą zaczęłam przewijać z motka. Cieniutkie toto, delikatne, lekko połyskujące, nie ma innej możliwości .... tylko biżuteria z niej powstanie... niech się powoli oswaja...
Komplet z haftowanymi różyczkami rococo, wykonany na zamówienie, ale całkiem niewykluczone, że się klientce nie spodobał, bo już mija kolejny dzień odkąd wysłałam jej zdjęcia, a ona nie daje znaku życia... może nie ma odwagi powiedzieć, ze się rozmyśliła? albo, że niepodobny do tego który jej się spodobał? (ups.... już się zgłosiła).
Ps.1 Pada ciepły deszczyk. W oczach zaczynają się pojawiać pączki liści na drzewach, jest nadzieja, że się po nocy zazieleni. Fakt, do tej pory sucho było.
Ps.2 Znowu stryszek odwiedziły kuny. W środku nocy. Akurat wzięłam tabletkę od bólu głowy i jeszcze nie zdążyłam zasnąć. Być może tylko dlatego je usłyszałam - stukanie pazurków o blachę, a potem gonitwy. Przypomniałam sobie, ze mieliśmy kupić spray odstraszający... tymczasem rozrzuciliśmy paczkę lawendowej naftaliny. Pachniało tak, że kręciło nam w nosie.
Nie tylko tej, ubiegłorocznej, ale każdej wiosny od wielu lat, którą miała i cieszyła się cała Polska podczas kiedy my na Suwalszczyźnie walczyliśmy z przymrozkami, a czasem i zwałami śniegu.
Jak ja strasznie zazdrościłam.... teraz może już mniej, z wiekiem chyba się zaczęłam z tym godzić. Coroczne telefoniczne pogaduchy z cioteczkami z Krakowa: co? mirabelki już tracą płatki kwiatów?.... u nas dopiero zawiązki liści pojawiły się na krzakach .... a zieleń to na razie tylko w domyśle jest....
W ubiegłym roku to nawet pobiegłam z aparatem, a co tam niech zobaczą jak my tu mamy, zawsze nam zazdrościli tych Mazur, nawet myślą o przeprowadzce. Pokazałam jak ta nasza wiosna wyglądała, w Krakowie kwitły forsycje, spacery z krótkim rękawem, a u mnie w ogrodzie szaro-buro, zieleń jeszcze w przyczajeniu.
Kurtki zimowe jeszcze nie wyniesione.
Na własnej skórze doświadczałam i naocznie oglądałam kiedy jeździłam ze szkoły do domu. Pociąg wyruszał z Bieszczad, ja wsiadałam do zmrożonego w Sanoku, albo Krośnie..... zanim dojechałam do Warszawy sople tajały, babeczki w płaszczykach cieniutkich (ja oczywiście w kurtce ciepłej, która za śpiwór służyła w podróży). Cieplutko, deszczyk pada, jedziemy w kierunku Suwałk. Zanim dotrę na miejsce znowu sople zwisają za oknem, ludziska poubierane jak na Syberii.... no tak, bo to "Polski biegun zimna" jest.
Zwróciliście kiedyś uwagę na mapę podczas prognozy pogody.... brrrrr.
Ja nawet teraz, kiedy przeprowadziłam się na Mazury widzę różnicę w temperaturze. Kiedy u nas leżą resztki śniegu, w okolicach Sejn są jeszcze zaspy, a i temperatura zazwyczaj jest niższa. No to się pocieszyłam.... zawsze to już mam bliżej do tej wiosny mieszkając tu.
Istnieje teoria, że głęboko pod Suwalszczyzną leży wieczna zmarzlina i stąd to zimno, ale na ile to jest prawda....?
Coś dla oka:
Biżuteria pozuje w towarzystwie alpaki z jedwabiem, którą zaczęłam przewijać z motka. Cieniutkie toto, delikatne, lekko połyskujące, nie ma innej możliwości .... tylko biżuteria z niej powstanie... niech się powoli oswaja...
Komplet z haftowanymi różyczkami rococo, wykonany na zamówienie, ale całkiem niewykluczone, że się klientce nie spodobał, bo już mija kolejny dzień odkąd wysłałam jej zdjęcia, a ona nie daje znaku życia... może nie ma odwagi powiedzieć, ze się rozmyśliła? albo, że niepodobny do tego który jej się spodobał? (ups.... już się zgłosiła).
Ps.1 Pada ciepły deszczyk. W oczach zaczynają się pojawiać pączki liści na drzewach, jest nadzieja, że się po nocy zazieleni. Fakt, do tej pory sucho było.
Ps.2 Znowu stryszek odwiedziły kuny. W środku nocy. Akurat wzięłam tabletkę od bólu głowy i jeszcze nie zdążyłam zasnąć. Być może tylko dlatego je usłyszałam - stukanie pazurków o blachę, a potem gonitwy. Przypomniałam sobie, ze mieliśmy kupić spray odstraszający... tymczasem rozrzuciliśmy paczkę lawendowej naftaliny. Pachniało tak, że kręciło nam w nosie.
wtorek, 1 kwietnia 2014
Cieniowana bransoletka na laleczce dziewiarskiej oraz szydełkowa zawieszka - serduszko.
Skoro już się jest posiadaczem luksusowych włóczek (tak jak ja) ... najpiękniejszych i drogocennych, o których pisałam w poprzednim poście, a ma się je w ilościach nie pozwalających na wykonanie np. sweterka.... można przystąpić do dziergania włóczkowej biżuterii.
Bransoletkę zrobiłam na laleczce dziewiarskiej, która pozwala zrobić rulonik z czterech oczek, splotem jaki można uzyskać robiąc na drutach. Ręcznie farbowana włóczka bawełniana z Chile nadaje się do rozdzielenia i haftowania nią..... więc bransoletka została dodatkowo ozdobiona wstawką z haftowanym na lnie kluczykiem.
A powstała jako praca przykładowa do wyzwania Kreatywnego Kufra: Motyw - Klucz.
Zapraszam do udziału w wyzwaniu.
"....klucz może służyć do otwierania zamków największych drzwi, ale może być również kluczem do serca, sukcesu czy tajemniczego ogrodu...."
Bransoletkę zrobiłam na laleczce dziewiarskiej, która pozwala zrobić rulonik z czterech oczek, splotem jaki można uzyskać robiąc na drutach. Ręcznie farbowana włóczka bawełniana z Chile nadaje się do rozdzielenia i haftowania nią..... więc bransoletka została dodatkowo ozdobiona wstawką z haftowanym na lnie kluczykiem.
A powstała jako praca przykładowa do wyzwania Kreatywnego Kufra: Motyw - Klucz.
Zapraszam do udziału w wyzwaniu.
"....klucz może służyć do otwierania zamków największych drzwi, ale może być również kluczem do serca, sukcesu czy tajemniczego ogrodu...."
Szybkie zdjęcie na ręce, która mocno się śpieszyła.....
A skoro już jesteśmy przy włóczkach to pochwalę się .... zrobiłam sobie prototyp zawieszki - serduszko.... tzn. prototyp nie tyle sobie ile dzieciom jako praca przykładowa. Wzór szydełkowego serca podejrzałam TU . Dwa takie same "zszyłam" oczkami rakowymi. Do środka włożyłam watkę... dzieciom się podoba, produkują już swoje, w innej kolorystyce, bo o mojej powiedziały, że jest "w złym guście" :-)
Kolory w rzeczywistości są dużo żywsze i to się chyba nie spodobało....młodzieży....
Subskrybuj:
Posty (Atom)