piątek, 13 czerwca 2014

Mało brakowało a nie byłoby kotki i medalion na brązowym tle.

Coś dla oka. Medalion na brązowym lnie. Już gdzieś kogoś cieszy, mam nadzieję. Wystawiony był w Galerii Gaja w Ełku.

haft rococo, embroidered pendant, haftowane róże, haftowany naszyjnik, naszyjnik z haftem, embroidered jewerly, naszyjnik vintage, medalion z haftem, handmade jewerly, embroidered necklace, vintage jewerly, biżuteria retro

I coś ku przestrodze. Tym którzy hodują kota. Nie wiem jak do tego doszło... próbuję sama przed sobą usprawiedliwić swoje niedbalstwo... W sobotę 8 czerwca Malwina, kot nasz rodzinny (właściwie to córki kot) mieszkający z nami bez większych przeszkód od 11 lat, przeszedł operację usunięcia macicy i jajników, która to macica znajdowała się w opłakanym stanie z powodu ropomacicza. 

Niby byłam na to przygotowana.... od wielu lat kiedy kupowałam u weterynarza zastrzyk zapobiegający rui słyszałam ostrzeżenia, że prowadzi to do ropomacicza... tak, tak, wiem, liczymy się z tym. 

"A czy Pani nie myślała o sterylizacji?" oczywiście, myślałam, ale córka wówczas nastolatka dostała histerii - "W życiu nie pozwolę Ci pokroić mojego kota !!!" tu nastąpiło kilka gróźb, bo Mańka grzecznym dzieckiem nie była. 
Teraz ta sama Mańka tylko już dorosła: "No wiesz? przecież byłam dzieckiem ?! nie trzeba było mnie słuchać tylko zawieźć ją na tą sterylizację !!!"

Kotek rósł w oczach, poprawił jej się apetyt, duża się zrobiła, grubiutka, okrągły brzuszek ciągał jej się prawie po podłodze, a że to persik, to w futrze ukryty nie wzbudził moich podejrzeń. Jak ją podniosłam ucieszyłam się że wreszcie na stare lata wagi nabrała. Taka milusińska się zrobiła, łasiła się wymagała żeby ją kiziać i czochrać... kiedyś niekoniecznie. 

W czwartek w nocy  Mańka przyjechała z Warszawy, spała z Malwiną obmacała... rano zabeczana mówi, że ta ma rozdęty brzuszek, guzy po bokach i pojechała na zjazd do Suwałk, zostałam więc z problemem sama ... a właściwie z Mężem, który za kotkiem nie przepada.  
Faktycznie kupi takie dziwne robiła ostatnio, często i malutkie, jakby jej coś przeszkadzało, uciskało.  
Zadzwoniłam do weterynarza... najbliższy termin USG - wtorek g. 17sta. Sobota, dzień bez badań. Zaklepałam ten wtorek, ale pomyślałam, ze do wtorku to ja osiwieję.
 Ale w piątek wieczorem widzę - kuwety suchutkie, kotek siku nie robi, patrzę jej w oczy, a ona wystraszona, właściwie przerażona jakby ją stado wilków goniło.
  
Rano w sobotę pojechaliśmy do innego weterynarza. Pani mówi, że to ostatni dzwonek, USG nawet nie robiła, bo bała się że brzuszek pęknie tak się powiększał w oczach dosłownie. Spodziewałam się guzów, przerzutów i wszystkiego co najgorsze. W kolejce spędziliśmy 3 godziny becząc (oczywiście ja) ukradkiem. Wokoło siedzieli światli ludzie ze swoimi pupilami, rozmawiali o kastracji, o sterylizacji.... a ja ciemnogród, tyle czasu nie połapałam się że kot cierpi, że nie nabiera ciałka, tylko ropa zbierająca się w macicy powiększa moją kicię, że kicia mówić nie umie więc poprzez zmianę zachowania sygnalizuje mi, że dzieje się z nią coś niedobrego. 
Zostawiłam ją w lecznicy, wróciliśmy do domu. Długo czekałam na telefon ... dzwoni Pani, mówi, że kotek się wybudza, że wszystko ok, tylko ropomacicze monstrualne, takiego jeszcze nie widziała, jak pojechaliśmy po odbiór to nam przyniosła to co wycięła, a było tego 1/3 takiej torebki na zakupy, foliowej.

 Kotek jak ryba wyglądał, dosłownie karp na kosmatych nóżkach tak się zrobiła chudziutka. Przez dwa dni jeździliśmy na kroplówki, teraz Mąż podaje antybiotyk w zastrzykach, je ładnie.... kupki długo nie robiła, dopiero po lactulosum dziś zrobiła - kamień spadł mi z serca. I wygląda, że będzie dobrze już.... w poniedziałek na zdjęcie szwów pojedziemy.

sterylizacja kota, ropomacicze u kotki

 Na zdjęciu Malwina  w pooperacyjnym ubranku, w trakcie ubierania zdążyła zasnąć, bo jeszcze narkoza działała. Podobno persiki długo i ciężko się wybudzają z narkozy. Cały wieczór łaziła po domu zasypiając w najmniej oczekiwanym momencie. 
U dołu, dzień po zabiegu - kroplówka. 

ropomacicze u kotki, sterylizacja kota

Czytając na temat kocich chorób znalazłam zdanie, które dopiero dało mi do myślenia i trochę usprawiedliwia moje zaniedbanie - koty są mistrzami w kamuflowaniu bólu. Malwina jest w tym naprawdę dobra.











12 komentarzy:

  1. O, matko, jak dobrze, że się wszystko szczęśliwie skończyło. Trzymam kciuki za szybkie wyzdrowienie Malwiny.:) Medalion jak zawsze piękny, więc myślę, że znalazł nabywcę.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowia dla Malwiny. Medalion piękny jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  3. Medalion cudowny.
    A kotka szkoda ale wszystko ok :))
    ja mam tak z pieskami - nie pokazuje, biega a tu nagle rana cięta na brzuchu (bo za lisem biega)

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedna kicia :( dobrze, że wszystko poszło dobrze, mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie!
    Moja kotka na szczęście już na początku została wysterylizowana, a teraz jedynym problemem jest, jak czasem zje upolowaną mysz, która była napruta jakąś trutką na gryzonie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak masz szczęście, bo kilka kotów w ten właśnie sposób straciłam - zjadły truciznę. Dlatego zdecydowałam się na Malwinę, ona w ogóle nie wychodzi z domu i nie ma instynktu łowieckiego.

      Usuń
  5. Jak dobrze, że tak się z kotką skończyło. Moja ma już 19 lat i po pierwszym miocie została wysterylizowana. Odpukać, nic jej nigdy nie było.
    Dziękuję za wizytę u mnie, wskoczyłam do Ciebie i już zostaję. Czy dużym nietektem byłoby prosić Cię o wyjaśnienie jak mocować hafciki w kaboszonach. Mam ich kilka i wielkim łukiem omijam bo jakoś nie wiem jak zabrać się do przymocowania całości, żeby nie było żadnych marszczeń.
    Najbardziej urzeka mnie biżuteria z krajobrazami. Rewelacja. I jeszcze jedno, gdzie można kupić farby , o których wspomniałaś w którymś poście. Zakupiłam kredki akrylowe ale to nie to. Może ja się nie potrafię nimi posługiwać.
    Pozdrawiam bardzo cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj zdjęliśmy szwy i to nieszczęsne ubranko, które ją obcierało i nie pozwalało chodzić - kicia odżyła. Hafciki naciągam na tekturkę, przyklejam i dopiero wklejam jako kaboszon - przyznam, że to nie jest bezstresowa czynność. Farby to relikt przeszłości, należały do mojego taty i są w rodzinie od dziesiątek lat, chyba nie do zdobycia obecnie... pozdrawiam !!!

      Usuń
    2. Ale, że co...przez tyle używasz wciąż tych samych farb i nie wyschły???
      Dobrze,że z kocięciem wszystko wraca do normy.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. miało byc przez tyle lat...

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  6. No właśnie przez tyle lat... dlatego napisałam post o nich - należał im się jak psu buda, są niesamowite !

    OdpowiedzUsuń
  7. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Zdrowia kiciu!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo, same wiecie jak to motywuje do działania, konstruktywna krytyka również mile widziana :-)