Dawno temu, już nie pamiętam jak dawno, Ania (z Kreatywnego Kufra) zamówiła u mnie szydełkowe drobiazgi do dekoracji swojego domku, tonacja miała być różowa, miętowa, szara. Szarego jeszcze nie zrobiłam nic, więc wysłałam Ani to co już miałam, resztę doślę później. A że robiłam to w pośpiechu.... to dopiero na drugi dzień przypomniałam sobie, że nie zrobiłam zdjęć. Zrobiła je dla mnie Ania, dlatego są takie inne. Prawda, że cudne stylizacje?
Pokazuje zaległości (nadal). Medalion ten nie doczekał się solowej prezentacji, więc pokazuję teraz. Widać go było na jakimś zdjęciu zbiorczym, w poprzednich postach, gdzie z większym urobkiem wyszłam w plener. Pokazuję żeby lepiej było widać... mało haftuję z jasnym tłem (bo obserwuję preferencje i się do nich dostosowuję ) ale ten znalazł swoją "panią" w oka mgnieniu. Pani spojrzała - i już go nakładała na szyję, a było w czym wybierać....
Jak to często u mnie bywa - wymyśliłam (wynalazłam) coś, a za chwilę się okazało, że nie ja pierwsza, że już ktoś coś takiego robi. Tak było z opieńkami, których mieliśmy w ubiegłym roku kilka wiader z własnej działki. Wysypały się nad rzeką, obok piaskownicy Maleństwa, w malinach.... Najpierw zbieraliśmy sami, potem zapraszaliśmy znajomych na "prywatne grzybobranie". W tym było tylko jedno pokaźne wiadro, więc wzorem ubiegłego roku smażyłam odgotowane kapelusze, jak kanie, obtaczane w jajku i bułce tartej. A że wyszło tego krocie to zrobiliśmy zalewę octową i wyszło osiem słoiczków marynowanych opieńków. Są rewelacyjne, zalewa delikatna, żadnych objawów typowej ślimakowatości. Bez zalewy też są świetne, znikają błyskawicznie, ze smażeniem trochę gorzej bo każdy kilkukrotnie przewracam żeby dobrze wysmażyć. Rok 2014 dla grzybiarzy (Mąż) był wyjątkowo dziwny. Nie mieliśmy nic nadającego się do suszenia. Raz wiadro rydzów i raz wiadro opieńków - to wszystko. Zapomniałabym ! mieliśmy też jednego koźlarza z którym nakarmiłam całą rodzinę - oczywiście mieszając z jajkiem i trzy kanie, które przy bliższych oględzinach okazały się robaczywe. I żeby było jeszcze dziwniej ludzie tu i ówdzie - w niedalekiej okolicy, donosili o ogromnych zbiorach borowików, zdjęcia załadowanych bagażników pojawiały się na fb. Ale u nas nie padały deszcze....
Naszyjnik z haftem na bardzo starym samodziałowym płótnie, powstał jako praca przykładowa na wyzwanie tematyczne Kreatywnego Kufra, Film: "Gnijąca Panna Młoda". Kolorystyka, moim zdaniem oddająca zwiewną, delikatną (niebiesko - siną) bohaterkę filmu, jak również pasująca do dni zadumy jakie właśnie przeżywamy (oczywiście mam na myśli nie Halloween, a dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki).
Szczególną frajdę sprawiła mi okazja do wykorzystania pradawnego
płótna które znalazłam w domu rodzinnym, w pradawnej szafce chrupanej
przez korniki, w pradawnym pomieszczeniu, (które właściwie zostało już
wyłączone z użytku, a jest "doklejone" do domu) zwanym pieszczotliwie
"kapciorą". Dlaczego kapciorą? może dlatego, że mój dziadek był szewcem
i w przybudówce tej miał swój warsztat i leżały tam buty... (kapcie) ? Słowniki donoszą, że w gwarze uczniowskiej kapciora to zaplecze klasy.
Tu zrobiłam zdjęcie przed przycięciem żeby uwiecznić to niesamowite płótno, z wyraźnym prostym splotem. Widać również przebarwienia i przybrudzenia, wiedziałam że jak je utnę nie będą już tak widoczne. Widziałam na blogach próby postarzania przy pomocy wywarów z kawy czy herbaty, miałam tyle szczęścia, że stare płótno mojej babci czekało aż je znajdę i czas dokonywał na nim przebarwień. Zostało go jeszcze sporo więc pojawi się oprawione w naszyjnikach jeszcze nie raz.