sobota, 4 kwietnia 2015

Wędzona sielawa na wielkanocny stół, przysmak suwalsko - mazurski.

Przysiadłam na chwilę przed komputerem, żeby troszkę odpocząć po kuchennych szaleństwach, patrzę, a tu całkiem sympatyczne wyzwanie w Szufladzie się pojawiło - "Wyzwanie specjalne Wielkanocne przysmaki". 
Dania na moim stole będą zupełnie normalne, banalne wręcz, trudno byłoby mi się czymkolwiek pochwalić..... z wyjątkiem wędzonej sielawy z której jesteśmy bardzo dumni, ponieważ uwędziliśmy ją sami ! 

wędzona sielawa, wędzone ryby, domowa wędzarnia

wędzona sielawa, wędzone ryby, domowa wędzarnia


Właściwie dopiero zaczynamy przygodę z wędzeniem w "przydomowej" wędzarni i testujemy to i owo. Sielawę na tą okazję trzymaliśmy zamrożoną od dawna - spokojnie nic jej się od tego mrożenia nie stało, wyszła pyszna jak dopiero złowiona. 

wędzona sielawa, wędzone ryby, domowa wędzarnia

Nie dalej jak dziś rano słuchałam radia i dowiedziałam się, że mazurzy do koszyczka ze święconką wkładali również ryby. Całe szczęście, że chłopaki uwinęli się z wędzeniem przed święceniem i zdążyłam jeszcze dorzucić symboliczną rybkę. W końcu mieszkamy na Mazurach więc tradycji stało się zadość. 

Teraz przepis.... z tym będzie troszkę gorzej, bo w dużej mierze eksperymentowaliśmy, posługując się "telefonem do przyjaciela" w tym przypadku do teściów. Rybki po rozmrożeniu leżały w solance - dość dobrze osolonej wodzie (ok.30 gram na litr wody) około 10 godzin. Po wyjęciu suszyły się na powietrzu około godziny. Później zostały poddane obróbce: suszenie w rozgrzanej wędzarni ok. 1/2 godz. w temperaturze 40 stopni. Wędzone mokrym drzewem olchowym bez kory, wisiały sobie w gęstym dymie, pod naszym czujnym okiem (i przykryciem z worka jutowego) 1,5 godz w temperaturze 50 -60 stopni. To niedługo ponieważ nasze rybki to drobnica, gdyby były większe musiałyby wisieć trochę dłużej.
Gotową rybkę poznaje się po złocistym kolorze i łatwości z jaką mięso odchodzi od ości. Trzeba złapać właściwy moment, powinna być wilgotna, nie przesuszona. 
Dodam tylko, że to przysmak naszych dzieci. Najstarsza, która była koszmarnym niejadkiem uważała tylko wędzoną sielawę. 
I jako ciekawostka -  na każdym weselu w naszej rodzinie nie mogło zabraknąć jej na stole.











4 komentarze:

  1. Uwielbiam smażoną sielawę! Wędzonej nie jadłam, ale pewnie jest pyszna.:) Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uwielbiam właśnie wędzoną sielawę :) twoja wygląda przepyszniei napewno tak samo smakuje :)
    Pozdrawiam oraz Wesołego Alleluja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy jeszcze takiej nie jadłam, ale musi być pyszna.
    Zdrowych i radosnych świąt Wielkiej Nocy, błogosławieństwa od Zmartwychwstałego Jezusa na każdy kolejny dzień.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wędzone najlepsze, a jeśli jeszcze swoje i wędzone to po prostu miodzio

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo, same wiecie jak to motywuje do działania, konstruktywna krytyka również mile widziana :-)