Broszka Joli doczekała się powtórzenia, oczywiście są podobne, ale nie identyczne. Wymiary 32x27 mm. Haft na czarnym lnie.
A tu pokazuję jak wysyłam w świat moje dziełka.... oczywiście tylko te zakupione w sklepie Diuu.
Muszę to napisać, bo i mnie się udzieliło. Delikatne wzburzenie. W
zasadzie mam do niego pełne prawo, bo dotyczy bezpośrednio mnie.
Zaczęło się dosyć niewinnie, wieczorem uskuteczniałam spacer po blogach, trafiłam na wpis na blogu Niteczki w Sieci,
gdzie po raz pierwszy dowiedziałam się o burzy wśród hafciarek
wywołanej artykułem w pewnej, bardzo lubianej przeze mnie gazecie.
Kiedyś był to dodatek do gazety Wyborczej, dziś nie wiem, straciłam z
nią kontakt kiedy przeprowadziłam się z domu rodzinnego, więc i artykuł
umknął mojej uwadze.
....a niech tam, zrobię im reklamę: Wysokie Obcasy się nazywa....
Rzecz
była o młodej, wykształconej osobie, która postanowiła powielać i
sprzedawać haftowane obrazki swojej zmarłej babci Poli Parysek. W tym
celu poszukiwała hafciarek, które by jej w tym powielaniu pomogły....
(inne artykuły donoszą że trwają rozmowy w sprawie sprzedaży w Londynie
?) No i pisząca artykuł, nic a nic nie zorientowawszy się co w
hafciarstwie Polskim piszczy, napisała, że hafciarki wymarły, albo są
stare, albo maja jaskrę, albo się wstydzą (bo haftowanie to synonim
wymiotów) i dlatego nikt nie haftuje publicznie... tylko bohaterka
artykułu, a haftów to już chyba nikt w Polsce nie uczy.....
Zaraz na gorąco po przeczytaniu, nie omieszkałam i ja zając stanowiska w komentarzach pod artykułem. Napisałam co następuje:
"Jestem jedną z hafciarek, której zaproponowano kopiowanie obrazków
babci. Obrazki były fantastyczne (oryginały) Zrobiły na mnie ogromne
wrażenie, właśnie ze względu na ich wyjątkowość. Tak jak istniało
"malarstwo naiwne" tak nazwałabym hafty babci "hafciarstwem naiwnym".
Artykuł jednak mnie zniesmaczył.... ani stara nie jestem, ani nie
umarłam, ani jaskry nie mam.... Jestem instruktorem rękodzieła,
czeladnikiem, między innymi w zawodzie hafciarza....często haftuję (nie
mylić z torsjami) w publicznych miejscach, uczę haftu dzieci w szkole,
nauczycieli na warsztatach w pewnej szanowanej instytucji, właśnie
rozpoczęliśmy cykl zaplanowany na cały rok. Nieładnie. Tak pisać aby na
pisać. Bez przygotowania."
Teraz myśl rozwinę. Niedługo po
założeniu bloga, we wrześniu dostałam maila z pytaniem czy nie
zrobiłabym kopii haftowanych obrazków babci... Aż mi się gęba sama
uśmiechnęła, jak otworzyłam załączniki - obrazki były cudne, takie
właśnie "świeże", bez powielania, małpowania wzorów, bez wzorowania się
na czymś wielkim, patetycznym, takie babcine opowieści igiełką i
niteczką na białym płótnie, jak dla mnie rewelacją.
Dodam, się nie
chwaląc zupełnie, że sztuka ludowa to mój żywioł, wyrosłam wśród twórców
nieprofesjonalnych, obie prace dyplomowe pisałam o twórczości właśnie
takiej, ludowej....takiej "naiwnej" jak malarstwo Nikifora, "jak cię
widzę tak cię piszę, "jak to widzę, tak to wyhaftuję".....
Biłam
się z myślami, podjąć się? czy nie podjąć? Nie było tam wtedy mowy o
powielaniu w dużych ilościach.....może we wrześniu P.Basia Metelska
jeszcze nie wpadła na pomysł ze sprzedażą ? Zrozumiałam,że chce kopie
zrobić dla siebie, a oryginały ma jej mama.
No i odmówiłam,
nie pamiętam jaki powód podałam. Między innymi problemem była dla mnie
wycena mojej pracy.... zważywszy, że haftowanie byłoby dla mnie
przyjemnością, pani pisała o ograniczonych środkach, pewnie zgodziłabym
się zrobić to za grosze.... na czym ucierpiała by moja rodzina.... Tak,
to był jeden z powodów mojej odmowy.
A teraz z artykułu (nie
pisała go P. Metelska) dowiaduję się, że mnie nie ma..... mam jaskrę,
umarłam, wstydzę się haftować, bo to nie nobilituje....za karę, bo
odmówiłam.
A i jeszcze na stronie firmy p. Metelskiej
przeczytałam, że haftowano dawno temu, i to bardzo daleko, bo za
siedmioma górami i lasami też.... i że niejako miałabym zostać objęta
ochroną prze wyginięciem..... przy pomocy projektu - ruchu ratującego
haft ręczny.... o matko, za dużo tego jak na moje nerwy.
Tu podaję link
do bloga Maknety, gdzie pisząca zajęła stanowisko podobne do mojego,
nie będę się więc powtarzać, dodam, że pięknie porównała twórczość Pani
Babci do "malarstwa naiwnego" Nikifora.
Wracając
do haftujących babć, po sąsiedzku mieszkała babcia J. Kiedy ją poznałam
przekroczyła już 80 wiosen, a jej pasją było haftowanie. Robiła to od
świtu do zmierzchu, a rodzina ledwie nadążała z nastarczaniem jej
materiałów. Wzrok i sprawność jej rąk słabła z roku na rok, hafty nie
były idealne, ale właśnie to podobało mi się bardzo, więc kilka jej
dzieł zachomikowałam gdzieś głęboko, żeby jakiś "domowy" laik mi ich nie
sprzątnął... jak je znajdę to poświęcę jej osobny post... a co, należy
się babci J.
Za to że haftowała, za jej cierpliwość, za upór, za przekraczanie granic fizycznych, za walkę ze sztywnością stawów, za piekące oczy, za pasję. Obiecuję.
Twoje prace mnie zachwycają i wiem żeś nie stara bo i młodsza ode mnie i ja żem nie stara. Nie bez powodu języka tego użyłam bo jako gatunek wymierający swoją gwarę mieć musimy. Ja nie haftuję ale na szydełku robię i też komentarz na blogu dostałam "w tym wieku Pani jeszcze chce się misie robić?" A chce mi się i jak będzie mi się chciało do starości robić będę
OdpowiedzUsuń"w tym wieku Pani jeszcze chce się misie robić?" - pękam ze śmiechu..... nie ma to jak komuś trzasnąć komentarzem (z liścia) w twarz :-)
UsuńJak na mój gust to mało która dzidzina rękodziela wyginęła, tylko tej Pani piszącej artykuł poszukać się nie chciało. Rozumiem Twoje zdenerwowanie, sama bym sie wkurzyła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiekna broszka , a artykuł mnie wzburzył ! no czuje sie obrażaona hi hi no tak ale zawsze przeczuwałam ,ze ludzie takie mają wyobrażenie o ''hafciarkach'' zaraz lecę na strone podaną.Pozdrawiam i koniecznie pokaż prace tej babci!!!!!!!
OdpowiedzUsuńnigdy nie wyobrażałam, że mają takie wyobrażenie.... dlatego lekki szok przeżyłam. Zawsze byłam dumna z tego, że "umiem" i to mnie właściwie nobilitowało !!!
UsuńCieszę się, że ty jako hafciarka mnie rozumiesz. Dzięki temu artykułowi znalazłam twój blog :-) i poza tym, że podobają mi się bardzo twoje hafty to jeszcze obie jesteśmy z Suwalszczyzny :-)
OdpowiedzUsuńUroki blogowania... można mieszkać po sąsiedzku i nie wiedzieć, że jest się znajomym blogowym :-)
UsuńNo proszę, tobie chciała dać grosze a sama za przepraszam robótkę na dwie godziny chce 700zł. To lichwa.
OdpowiedzUsuńКрасота необыкновенная..........................супер........умничка...............
OdpowiedzUsuńJuż się chciałam rozpisać nad pięknem broszki, ale jak przeczytałam tekst niżej to dosłownie witki mi opadły :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę na moim blogu :) Twój dodaję do obserwowanych, rozejrzę się tu u Ciebie jak będę miała chwilkę czasu :) Broszka śliczna, haft z Twojego banerka też mi się bardzo podoba :)
OdpowiedzUsuńOdwiedzam czasem Twojego bloga i patrząc na większość prac aż dech zapiera. Jakoś nigdy nie myślałam o haftowaniu jako domenie osób starszych (takich naprawdę starszych ;)). Może dlatego, że jestem dzieckiem internetów, widząc tyle wspaniałych rzeczy jakoś tak podświadomie wnioskuję, że jeśli takie cuda się pojawiają, to nie wrzucane przez starsze panie (no mojej babci prowadzącej bloga jakoś nie jestem sobie w stanie wyobrazić).
OdpowiedzUsuńAle uważam też, że młode osoby chętnie takie rzeczy kupują. Osobiście bardzo chętnie bym nosiła, robiła (niestety co do tego jestem kompletnym beztalenciem) i promowała.
Straszne jest takie szufladkowanie. "Interesujesz się drutem, nosisz przy sobie kombinerki, czyli jesteś chłopakiem, idź na mechanika"
Kiedyś sama na własnej skórze przekonałam się że dziennikarze nie tyle kłamią co mają niezwykle bujną wyobraźnię i dopasowują historyjkę do swoich potrzeb. W ten sposób w artykule ludzie przeczytali że poznałam się z moim mężem przy piwie, a prawda jest taka że jestem abstynentką ;) I tylko dziwię się po co mnie o cokolwiek pytano, skoro i tak wszystko zostało wyssane z palca ;)
OdpowiedzUsuńImponujące jest to że większość osób krytykujących artykuł na stronie Wysokich Obcasów zrobiło to nie anonimowo, tylko podpisując się imieniem i nazwiskiem - to bardzo dobrze o nich świadczy.
Co do krytyki prac... myślę że słusznie porównałaś te prace do malarstwa naiwnego. Oprócz osób dla których te hafty mają wartość sentymentalną, na pewno znajdą się takie, którym się podoba taki "przaśny" styl. Ale rozumiem też osoby które ostro skrytykowały poziom tych prac. Może było w tym trochę zazdrości, ale chyba każda osoba która spędziła wiele czasu na szlifowanie swojego warsztatu poczułaby szpilę, gdyby zobaczyła że czyjeś gorsze warsztatowo prace są bardziej wyróżnione i wypromowane.