sobota, 15 lutego 2014
Naszyjniki z makami - zaległe zamówienie oraz o tym co robią z dachem kuny.
Efekt hurtowego zamówienia, od jednej osoby, podejrzewam - dla trzech kobiet w rodzinie. Naszyjniki zamówiła moja stryjenka jeszcze latem.... zamówiła w niedzielę.... po niedzieli straciła przytomność. Żyła jeszcze jakiś czas, a ja czekałam aż jej się polepszy... zrobię wtedy naszyjniki i jej zawiozę.
Nie zdążyłam, zmarła.
Na pogrzebie jej córka (nie było jej przy rozmowie kiedy ciocia zamawiała) zachwyciła się naszyjnikiem, który akurat miała na sobie moja córka.... no i powtórzyła zamówienie. Czasu minęło naprawdę sporo, jak to u mnie...skończyło się lato, minęła jesień, prawie kończy się zima.
Cały czas męczy mnie kiedy komuś coś obiecam i nie mogę zabrać się za realizację. Wreszcie zrobiłam. Dziś zostały dostarczone ("pchnęłam umyślnego" do Suwałk) mam nadzieję, że się podobają.
Niby, na pierwszy rzut oka takie same, a jednak nie mogłam oprzeć się pewnym manewrom żeby jednak takie same nie były....
A teraz napiszę słów kilka o problemie, który nurtuje mnie od jakiegoś czasu, o istnieniu którego pojęcia nie miałam - żyłam w błogiej nieświadomości. Będzie o kunach. Tak, to te przesympatyczne zwierzątka, takie milusie, że aż chciałoby się je hodować w domu... Od dawna żyły na stryszku budynku gospodarczego. Swoja obecność zaznaczają pozostawieniem kupki, zawsze w tym samym, widocznym miejscu, jedną pod budynkiem gospodarczym, drugą pod bramką wejściową.
W okolicy mamy wiele różnych zwierząt (tu obalę mit, ze kuny boją się obecności drapieżników) między innymi sówki mieszkają w drzewach nad rzeką... lisy mamy na wyciągnięcie ręki (był na tarasie) koty spacerują tabunami. No i żyliśmy tak, obok siebie do ubiegłego tygodnia, kiedy to w środku nocy obudził mnie szalony tupot łapek nad sufitem naszej, dobudowanej nad tarasem, sypialni. Obudziłam męża, mówię mu - kuny...a on wyrwany ze snu próbował przekonać mnie, że to nie kuny, nie ma opcji żeby dostały się na strych... po rynnie nie dadzą rady, drzewa nie ma, tam jest miękka ocieplina, nie byłoby słychcać żadnych odgłosów...(tylko w takim razie co to jest ??? )
Maleństwo obudziło się i zamarło z przerażenia, tupot ustał, spaliśmy do rana czując w pobliżu obecność "obcych". Mąż jest miłośnikiem horrorów, toteż byłam bliska zawału, ale przypomniałam sobie rozmowę z koleżanką z pracy, która mówiła, że kuny doszczętnie zdemolowały im ocieplenie dachu.
Rano Maleństwo nie mówiło o niczym innym tylko o tupiących na strychu jeżach... O matko!!! toż to ona już dawno mówiła nam, że śnią jej się straszne sny, ze jeż mieszka na strychu i głośno tupie... kuny musiały ją budzić od dawna, a my tłumaczyliśmy jej, że to sen!
Następne kilka dni minęło nam pod znakiem kuny... Mała bała się spać i przebywać w pokoju z "tupiącym" sufitem, trochę późno połapałam się że ona nie wie, że kuny to zwierzątka, początkowa oswajała temat tłumacząc nam: "mój chuna jest fioletowy i ma loki na główce i wygląda jak numeraki - z bajki".... no tak, wtedy mnie olśniło. Opowiedziałam jak wygląda kuna, podsunęłam kartkę i dopiero kiedy skończyła rysować pokazałam jej zdjęcia szkodnika w internecie.
Każdy kto miał choć trochę do czynienia z rysunkiem projekcyjnym dzieci, widzi jakim traumatycznym przeżyciem było usłyszenie kun na stryszku.
No ale nie trauma jest najgorsza... potem zasiadłam przed komputerem i obczytałam fora budowlane i ogrodnicze i wszelkie inne. Kuny to szkodniki!!! Zalęgają się w domach ocieplanych wełną mineralną i drążą w nich korytarze, powodując niszczenia i powstawanie kominów cieplnych. To by tłumaczyło obecność płatu takowej wełny na rynnie, które dostrzegło nasze dziecko kwitując " tata, kotek na dachu" (na wysokości trzeciego piętra)
Początkowo myśleliśmy, że to ptaki, ale też trudno było wytłumaczyć w jaki sposób dostały się pod dach. Dodam tylko, że mąż uwierzył w moją wersję dopiero jak wszedł na stryszek i osobiście obejrzał ślady łapek odciśniętych na kurzu. Tymczasem czekamy na rozwój wydarzeń... podobno ostre zapachy odstraszą "obcych" np. naftalina w kulkach - nie omieszkam rozłożyć. Wyczytałam również, że większość ubezpieczycieli nie pokrywa strat spowodowanych przez kuny.
Znawcy donoszą, ze Niemcy od dawna zmagają się z plagą kun, że u nas kłopoty zauważalne są dopiero przy zachodniej granicy, a nas ten problem dotyczyć będzie dopiero za kilka lat... akurat ! my mieszkamy na wschodzie !!!
Mam nadzieję, że kogoś uświadomiłam i w porę ostrzegłam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie zazdroszczę obecności kun w domu. Nie boją się lisów i innych stworzeń bo same są odważnymi drapieżnikami. Nie chciałabym być zmuszona do kombinowania jak się ich pozbyć bo jestem bardzo pro zwierzęca. W końcu przylazły do naszych osiedli bo zabraliśmy im ich pierwotne rozległe i bogate lasy. Jednak jakbym musiała to stosowałbym żywołapki, żeby jednak nie uśmiercać stwora. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzez myśl mi nie przeszło, że można by je zabić.... to nie w naszym stylu :-)
Usuńbardzo fajne te naszyjniki :-)
OdpowiedzUsuńW tym temacie jestem, rzec można ekspertem, bo przeżywałam to samo przez dwa lata, a sama mam sypialnię na poddaszu i dokładnie wiem jaki to horror conocny rumor, jakby ekipa budowlana heblowała krokwie. Ocieplenie doszczętnie zruinowane. I niestety dla kuny rynna nie jest problemem, one się po tym znakomicie wspinają, a z drzewa na dach potrafią skoczyć spokojnie na odległość kilku metrów. O żywołapkach się naczytałam, ale to mało skuteczny sposób, bo kuny są bardzo inteligentne. Polecam rewelacyjny według mnie odstraszacz elektroniczny, który trzeba zamontować tam gdzie kuny grasują, włącza się ustrojstwo do prądu przez zasilacz, ono emituje dźwięki dla ludzi prawie niesłyszalne, a kuny ich nie znoszą i po prostu uciekają z tego miejsca. U mnie zadziałało dosłownie w pięć minut po włączeniu, widzieliśmy jak kunia rodzina ucieka. Urządzenie mam włączone na stryszku od ponad dwóch lat bez przerwy (minimalne zużycie prądu), ale oczywiście można wyłączyć jak już zwierzęta uciekną, tylko że one lubią wracać. Czasem jeszcze zdarza się, że je słyszę, ale to są takie wypady na rekonesans, pół godziny tupania i grzebania, a potem spokój przez kwartał. O tych urządzeniach też sporo czytałąm, nie warto oszczędzać i kupować takich po 30 zł, bo emitują stałę dźwieki i są mało skuteczne, lepiej dać ok 100zł i kuoić taki ze zmiennymi dźwiękami. Ja kupiłam dokładnie to: http://sklepinsekt.pl/odstraszacz-max-na-myszy-szczury-200m2-zasilacz.html są tam też podobne urządzenia do samochodów, bo podobno kuny lubią też przegryzać różne przewody w samochodach... Sorry, że tak się rozpisałam, ale wiem jaka to męka z tymi ślicznymi szkodnikami...
OdpowiedzUsuńNo właśnie u nas to wygląda na takie wypady zwiadowcze, zdarzały się sporadycznie, ale dzięki za namiary na ten odstraszacz, czytałam, że jest też coś w sprayu, zobaczymy....Kuna złapana i wywieziona parę kilometrów dalej podobno potrafi wrócić do "swojego domu". Wierzę, bo tak jest z kotami....
UsuńO matko kochana! Jakie te naszyjniki są śliczne! :D
OdpowiedzUsuńWisiory uroczo podobne... a kuny - mojemu wujowi kuna uwiła gniazdo pod maską samochodu - w tym "wygłuszaczu", to coś w rodzaju kocyka... wygryzła dziurę i wlazła pod to obicie - a rzecz miała miejsce w Hannowerze (samochód jakiś czas stał). Przegryzają też kable i przewody w samochodach (nie pamiętam czy to chodziło o płyn hamulcowy... Śliczne zwierzątka, ale szkodniki... wejdą wszędzie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę powodzenia w walce!
Też się naczytałam o przewodach w samochodach, ale nasze na to nie wpadły .... w budynku gospodarczym stoi samochód, a one mieszkają na stryszku nad nim.... i oby na to nie wpadły !
UsuńNaszyjniki cudne :)
OdpowiedzUsuńa problemu z futrzakami nie zazdroszczę , cudne pyszczki potrafią niezła demolkę zrobić.
no cóż- piękne jak wszystko!!:) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwiem,że spóźniona w temacie jestem :o)Ja z Niemiec donoszę,owszem zeżarły nam przewody w samochodzie,troche gąbki skurczybyki wyszarpały też owszem.Czasem w biały dzień robią sobie przebieżki,ale mają naprawdę urocze pyszczki,mąż się wkurza to oczywiste,ale ja kocham te kosmate mordki :o)
OdpowiedzUsuń