wtorek, 29 grudnia 2015
Owalna łąka na malowanym lnie i zabytek z PRL-u.
Takich łączek zrobiłam już kilka, wszystkie różniły się nieznacznie - to wyjaśnienie na wypadek gdyby się okazało, że taki medalion już się tu pojawił. Testowałam bazy w różnych kolorach, ale ostatecznie łączka znalazła właścicielkę w srebrnej oprawie. Powierzchnia wstawki haftowanej 30x40 mm.
A tu taka mała ciekawostka z czasów PRL-u. Wpadł mi niedawno w ręce, zabytkowy już kupon lnu z nadrukowanym fartuszkiem, wystarczyło go tylko zgrabnie obszyć (raczej lamówką) podoszywać paski i fartuszek kuchenny gotowy.
Kupowało się to na metry. Mam też gdzieś zachomikowaną poszewkę na poduszkę w podobnym stylu.
A z dzieciństwa pamiętam gotowe ściereczki szyte z takiego właśnie drukowanego lnu.
Już nie pamiętam co na nich było, ale był to na pewno taki gotowiec, z tym, że firma (zapewne jakaś spółdzielnia) zmieniła plany i kupony zamieniła na ściereczki.
W pierwszym odruchu też zamierzałam materiał pociąć i przeznaczyć do nauki szycia dzieciom, ale jakoś tak sentymentalnie mi się zrobiło i zamiaru zaniechałam.
piątek, 18 grudnia 2015
Moja pierwsza Tilda i naszyjniki kwadrtowe.
Już jest. Moja pierwsza lalka Tilda. Zawsze mi się podobały, ale nie czułam potrzeby ich tworzenia. Przy okazji warsztatów szycia lalek szmacianek z dziećmi postanowiłam je zadziwić i uszyć takiego chudzielca.
Dzieci oczywiście były zszokowane, szczególnie nie mogły uwierzyć, że dziwna głowa lalki to celowy zabieg twórcy wykroju. "No i po co te długie nogi? I na pewno Pani nie zrobi jej buzi? "
Muszę tu nadmienić, że moi podopieczni nie mają częstego kontaktu z internetem, nie są też bywalcami kiermaszów z rękodziełem - tego typu lalki widzieli po raz pierwszy.
Maleństwu nie przypadła do gustu - zdecydowanie woli tą o ciałku kształtem zbliżonym do ludzkiego. Pisałam o niej w przedostatnim poście.
Jesień jako powtórzenie wykonałam po raz pierwszy, aż się zdziwiłam, że ktoś zechciał być posiadaczem tej pory roku.
Ale może lepiej wspominać jesień z astrami niż cieszyć się tym co mamy za oknem - zimę z błotem zamiast śniegu.
Muszę też pochwalić się wygraną w zabawie u Dominiki z pracownigarderoba. Wygrałam srebrną bransoletkę, która zostanie wykonana specjalnie dla mnie !
piątek, 27 listopada 2015
Róże i bzy na lnie oraz zabawy włóczką i motowidłem.
Medalion - róże i bzy na czarnym lnie. Haftowałam jakiś czas temu, wysłany w świat, mam nadzieję że cieszy nową właścicielkę. Powstała wtedy cała seria podczas testowania lnianej muliny DMC o której pisałam TU.
W oko wpadła mi zabawa Art - Piaskownicy, FOTOgra - wełna. Na szczęście nie trzeba pokazywać gotowej pracy z wełny i nawet wełna, jak dobrze zrozumiałam, nie musi być prawdziwa ... więc pokazuję moje poczynania z włóczką o nieznanym składzie.
Kiedy tylko dostanę w ręce dzianinę o wątpliwej urodzie zaraz przeznaczam ją do recyklingu, który zwykle kończy się na pruciu, prostowaniu, praniu.
Przędza jest mięciutka, słabo skręcona, miałam skrytą nadzieję, że ma domieszkę jakiegoś szlachetnego runa: angory, wełny jagnięcej...? ale być może jest to tylko zwykLa bawełna - dość długo wysychała po praniu.
Urządzenie widoczne na zdjęciu to zabytkowe motowidło, który pożyczyła mi uczennica. O ile dobrze pamiętam dostała go od sąsiadki, a ta znalazła go w starym, poniemieckim (pomazurskim) domu.
W oko wpadła mi zabawa Art - Piaskownicy, FOTOgra - wełna. Na szczęście nie trzeba pokazywać gotowej pracy z wełny i nawet wełna, jak dobrze zrozumiałam, nie musi być prawdziwa ... więc pokazuję moje poczynania z włóczką o nieznanym składzie.
Kiedy tylko dostanę w ręce dzianinę o wątpliwej urodzie zaraz przeznaczam ją do recyklingu, który zwykle kończy się na pruciu, prostowaniu, praniu.
Przędza jest mięciutka, słabo skręcona, miałam skrytą nadzieję, że ma domieszkę jakiegoś szlachetnego runa: angory, wełny jagnięcej...? ale być może jest to tylko zwykLa bawełna - dość długo wysychała po praniu.
Urządzenie widoczne na zdjęciu to zabytkowe motowidło, który pożyczyła mi uczennica. O ile dobrze pamiętam dostała go od sąsiadki, a ta znalazła go w starym, poniemieckim (pomazurskim) domu.
wtorek, 24 listopada 2015
Medalion okrągły i szycie lalek przytulanek.
Medalion znowu okrągły, ja najbardziej lubię owalne, ale coraz częściej spotykam zwolenniczki okrągłych. Tło czarne, lniane. Średnica 3 cm. Oprawy przymierzone dwie, w obu mu do twarzy.
A ten tutaj to "człowiek" - tak orzekły dzieci. Powstał trochę w biegu jako praca przykładowa - lalka. Wymyśliłam tym razem warsztaty szycia lalek przytulanek. Żadne dziecko nie widziało w nim "lalki" tylko człowieka właśnie.
I tu zaobserwowałam ciekawe zjawisko: ten nagi i bezbronny człowiek wzbudził niesamowite, ciepłe uczucia u dziewczynek. Chciały od razu go przytulać, ubierać, układały na pogniecionej resztce tkaniny z której powstał, tak aby nie leżał na zimnej ławce.
To wszystko pomimo, że bez twarzy, włosów? (a może właśnie dlatego).
Będzie ich więcej, dopiero się rozkręcamy.
Wykroju szukałam oczywiście w internecie, ale ten wpadł mi w ręce zupełnie przypadkiem. Przeglądałam książki wyrzucone na makulaturę z biblioteki i znalazłam "Płomykowe kroniki lata 1922-1939" wydaną w 1984 roku. Lalka została nazwana przez autorkę "Płomyczanką".
Wykrój pochodzi z lat 1927/1928. Miałam pewien kłopot z rozmiarem ponieważ forma podana była w "naturalnej wielkości" a że to przedruk, nie wiedziałam jaka była ta oryginalna wielkość gazetki... może ktoś pamięta?
Lalkę zrobiłam 1:1 wg książkowego wykroju.
A ten tutaj to "człowiek" - tak orzekły dzieci. Powstał trochę w biegu jako praca przykładowa - lalka. Wymyśliłam tym razem warsztaty szycia lalek przytulanek. Żadne dziecko nie widziało w nim "lalki" tylko człowieka właśnie.
I tu zaobserwowałam ciekawe zjawisko: ten nagi i bezbronny człowiek wzbudził niesamowite, ciepłe uczucia u dziewczynek. Chciały od razu go przytulać, ubierać, układały na pogniecionej resztce tkaniny z której powstał, tak aby nie leżał na zimnej ławce.
To wszystko pomimo, że bez twarzy, włosów? (a może właśnie dlatego).
Będzie ich więcej, dopiero się rozkręcamy.
Wykroju szukałam oczywiście w internecie, ale ten wpadł mi w ręce zupełnie przypadkiem. Przeglądałam książki wyrzucone na makulaturę z biblioteki i znalazłam "Płomykowe kroniki lata 1922-1939" wydaną w 1984 roku. Lalka została nazwana przez autorkę "Płomyczanką".
Wykrój pochodzi z lat 1927/1928. Miałam pewien kłopot z rozmiarem ponieważ forma podana była w "naturalnej wielkości" a że to przedruk, nie wiedziałam jaka była ta oryginalna wielkość gazetki... może ktoś pamięta?
Lalkę zrobiłam 1:1 wg książkowego wykroju.
niedziela, 25 października 2015
Okrągły medalion z haftem i o chlebie z automatu.
Okrągły medalion, który szybko znalazł nowego właściciela, tak szybko że kiedy go pakowałam jeszcze pachniał klejem. Zdjęcia w dwóch oprawach do wyboru - srebrnej i ciemnej. Lniane płótno w kolorze gorzkiej czekolady. Średnica 3 cm. Ciągle pokazuję zaległości, sporo tego jeszcze.
Od kilku tygodni jestem szczęśliwą posiadaczką automatu do pieczenia chleba. Wybór firmy był całkowicie spontaniczny. Mąż był na zakupach w ulubionym markecie i wrócił z automatem firmy Silver Crest.
Pierwszy mój chleb zrobiłam z przepisu z dołączonej książeczki. Był to chlebek na drożdżach, z dodatkiem gotowanych ziemniaków. Jego zapach w domu wywołał wilczy apetyt u moich niejadków i euforię u mnie.... ! Jak na kogoś komu nie wychodzą ciasta - wypiek udał się rewelacyjnie. Oto on:
A to ostatni, z tego jestem szczególnie dumna, bo to pierwszy chleb na zakwasie. Pierwszy udany.... bo ten naprawdę pierwszy nie nadawał się do pokazania. Zakwas dostałam od znajomej. Dużo frajdy sprawiło mi "karmienie" i rozmnażanie go.
Może nie jest zbyt okazały, rósł bardzo długo i już myślałam, że obejdę się smakiem. Powinien rosnąć 4-5 godz. Mój stał na kaloryferze około 7 godz. Włączyłam go do pieczenia kiedy połapałam się, ze jest już bardzo późno.
Dzieci już się nie doczekały, poszły spać. Wyjęłam go przed snem i wpadłam w zachwyt. Jest pszenno żytni, wilgotny, ciężki i pachnie jak chleby pani Baranowskiej, które jadłam będąc u babci w Bokszach Nowych podczas wakacji.
Zdecydowanie lepszy niż chlebki na drożdżach, ale niestety będę mogła robić je tylko w wolne dni, kiedy kaloryfery będą długo ciepłe. Drożdżowe robi się dużo szybciej, a nastawienie chleba z gotowej mieszanki to w ogóle kwestia trzech minut.
Na prośbę Ewy zamieszczam przepis na chleb z dodatkiem ziemniaków. Ziemniaki warto dodawać do cist drożdżowych, dzięki nim długo zachowują wilgoć. Przepis mam z gazetki dołączonej do automatu, ale i bez automatu wprawna gospodyni powinna sobie poradzić.
300 ml wody/mleka
2 łyżki masła
1 jajko
90 g tłuczonych,ugotowanych ziemniaków
1 łyżeczka soli
2 łyżki cukru
540 g mąki typ 550
1 paczka suszonych drożdży
piątek, 14 sierpnia 2015
Medalion haftowany lnianą muliną i o Pikniku Jaćwieskim w Starych Juchach.
Medalion haftowany lnianą muliną. Jak zwykle przymiarka oprawy: antyczny brąz czy srebrna?
Krótka relacja z Pikniku Jaćwieskiego który odbył się już po raz ósmy w naszej miejscowości.
Muszę przyznać że organizatorzy tym razem zaskoczyli nas wszystkich.
Impreza odbywająca się rok w rok troszkę spowszedniała "tubylcom" - atrakcją była nadal jedynie dla turystów odwiedzających latem naszą miejscowość.
A tu proszę, zmieniono trochę formułę pikniku, oprócz bractw rycerskich pojawili się kuglarze, z naszą miejscową grupą JAMA (Juchowska Alternatywna Młodzież Aktywna) na czele, trochę reklamy i było naprawdę fantastycznie.
Po lewej stronie od mojego stoiska wystawiły się "Tatarskie przysmaki", które przyjechały z podlaskiego. Były tu między innymi czebureki i kibiny, które znam jako potrawy litewskie, pierekaczewniki, listkowce i wiele innych mięsnych i słodkich przysmaków.
Po mojej prawej, stoisko miał artysta - rzemieślnik, ceramik - garncarz z Pracowni Lipowa. Ukończył tą samą szkołę co ja, we Wzdowie.... z tym że parę lat po mnie :-)
A tu miejscowa grupa JAMA (w osobie mojego syneczka i jego kolegi) prowadzą warsztaty kuglarskie dla przyjezdnych ( chwilowo w osobach mojej córki i jej chłopaka).
Krótka relacja z Pikniku Jaćwieskiego który odbył się już po raz ósmy w naszej miejscowości.
Muszę przyznać że organizatorzy tym razem zaskoczyli nas wszystkich.
Impreza odbywająca się rok w rok troszkę spowszedniała "tubylcom" - atrakcją była nadal jedynie dla turystów odwiedzających latem naszą miejscowość.
A tu proszę, zmieniono trochę formułę pikniku, oprócz bractw rycerskich pojawili się kuglarze, z naszą miejscową grupą JAMA (Juchowska Alternatywna Młodzież Aktywna) na czele, trochę reklamy i było naprawdę fantastycznie.
Po lewej stronie od mojego stoiska wystawiły się "Tatarskie przysmaki", które przyjechały z podlaskiego. Były tu między innymi czebureki i kibiny, które znam jako potrawy litewskie, pierekaczewniki, listkowce i wiele innych mięsnych i słodkich przysmaków.
Po mojej prawej, stoisko miał artysta - rzemieślnik, ceramik - garncarz z Pracowni Lipowa. Ukończył tą samą szkołę co ja, we Wzdowie.... z tym że parę lat po mnie :-)
Moje mini stoisko, bo i moje dzieła niewielkie, ciężko je wyeksponować, ale bez obaw, komu były pisane - ten znalazł.
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Babcina okrągła broszka z haftem i o konkursie Wendre.
Czasem mam ochotę na małą zmianę, po tylu naszyjnikach czas przyszedł na broszkę. Średnica 30 mm, wstawka z haftem 20 mm. Haft na lnie w kolorze gorzkiej czekolady.
Wiosną zostałam zaproszona do udziału w wiosennym konkursie na facebookowym profilu firmy produkującej pościel - WENDRE.
Zadanie nie było trudne, trzeba było zgłosić zdjęcie projektu poszewki na poduszeczkę, która była nagrodą w konkursie.
Wysłałam zdjęcie mojego naszyjnika z krokusami....i niedługo po zakończeniu konkursu poduszkę otrzymałam.
Jest bardzo fajna, puchata. Powiedziałabym, że do spania zbyt puchata, ale właśnie do aranżacji kanapowych znakomita.
To był naprawdę miły konkurs, nie dość że zaproszenie imienne to jeszcze wygrana niemalże gwarantowana (nie było tłoku) :-)
Wiosną zostałam zaproszona do udziału w wiosennym konkursie na facebookowym profilu firmy produkującej pościel - WENDRE.
Zadanie nie było trudne, trzeba było zgłosić zdjęcie projektu poszewki na poduszeczkę, która była nagrodą w konkursie.
Wysłałam zdjęcie mojego naszyjnika z krokusami....i niedługo po zakończeniu konkursu poduszkę otrzymałam.
Jest bardzo fajna, puchata. Powiedziałabym, że do spania zbyt puchata, ale właśnie do aranżacji kanapowych znakomita.
To był naprawdę miły konkurs, nie dość że zaproszenie imienne to jeszcze wygrana niemalże gwarantowana (nie było tłoku) :-)
niedziela, 2 sierpnia 2015
Medalion z różami i cd. warsztatów - jak dzieci szyją na maszynie.
Medalion owalny, haft rococo na czarnym lnie. Wymiary powierzchni haftowanej 40x30 mm.
Poniżej cd. relacji z moich działań instruktorsko - pedagogicznych i wystawa po warsztatach "Eko edukacja przez eko - sztukę" które przeprowadziłam w świetlicy szkolnej.
Wierzcie mi, siedmioletnie dziecko można spokojnie posadzić przy maszynie do szycia.
Tak jak to kiedyś zrobiła moja babcia Ludwika ze mną. Babcia Eleonora przędła wełnę na kołowrotku, ale tego nie pozwoliła mi robić, bo za mała jestem, czego jej nie wybaczyłam nigdy.
Zdjęć napstrykałam sporo, bo i spore zainteresowanie było. To te warsztaty na które dostaliśmy środki finansowe na zakup maszyny do szycia, (o niej tu) i zużytej odzieży, której później nadawaliśmy drugie życie.
Dzieci kapitalnie radzą sobie z maszyną do szycia, a prawdę mówiąc gorzej z krojeniem materiałów, bo niestety są słabe manualnie. Spotkałam się z przypadkiem gdzie uczeń szkoły podstawowej odmówił mi uczestnictwa w zajęciach plastyczno - technicznych, bo mama nie pozwala mu używać nożyczek !
Dzięki warsztatom powstały ozdoby na choinkę którą zgłosiliśmy do konkursu w naszym GOK-u. Dostaliśmy wyróżnienie.
Poniżej cd. relacji z moich działań instruktorsko - pedagogicznych i wystawa po warsztatach "Eko edukacja przez eko - sztukę" które przeprowadziłam w świetlicy szkolnej.
Wierzcie mi, siedmioletnie dziecko można spokojnie posadzić przy maszynie do szycia.
Tak jak to kiedyś zrobiła moja babcia Ludwika ze mną. Babcia Eleonora przędła wełnę na kołowrotku, ale tego nie pozwoliła mi robić, bo za mała jestem, czego jej nie wybaczyłam nigdy.
Zdjęć napstrykałam sporo, bo i spore zainteresowanie było. To te warsztaty na które dostaliśmy środki finansowe na zakup maszyny do szycia, (o niej tu) i zużytej odzieży, której później nadawaliśmy drugie życie.
Dzieci kapitalnie radzą sobie z maszyną do szycia, a prawdę mówiąc gorzej z krojeniem materiałów, bo niestety są słabe manualnie. Spotkałam się z przypadkiem gdzie uczeń szkoły podstawowej odmówił mi uczestnictwa w zajęciach plastyczno - technicznych, bo mama nie pozwala mu używać nożyczek !
Dzięki warsztatom powstały ozdoby na choinkę którą zgłosiliśmy do konkursu w naszym GOK-u. Dostaliśmy wyróżnienie.
poniedziałek, 20 lipca 2015
Medalion - Czerwone róże na lnie surowym i o podróżach po Litwie i Warszawie.
Czerwone haftowane róże, tym razem na tle z surowego, szarego lnu. W dwóch wersjach kolorystycznych do wyboru: oprawa w kolorze antycznego brązu lub srebra. I o lnie napiszę. Właściwie o wielkiej lnianej porażce.
W te wakacje już dwa razy odwiedziłam Litwę. I to nawet zapuściłam się dalej niż zwykle. Zazwyczaj wpadamy na małe zakupy do miejscowości leżącej tuż przy przejściu granicznym. Tym razem byłam z wycieczkami "zakładowymi": dwa razy w Wilnie, po razie: w Druskiennikach, Połądze i Kłajpedzie. No i Litwa słynie z produkcji lnu właśnie. W ogóle Litwa promuje wszystko co naturalne, ludowe, swojskie.
Przykład pokazuję na zdjęciu poniżej. Góra czarownic.
Piękna, duża góra, rozległy teren leżący na Mierzei Kurońskiej, prawdopodobnie miejsce gdzie kiedyś składano ofiary pogańskim bogom. Dziś cały zapełniony rzeźbami o treści nawiązującej do legend, zwiedzany przez turystów z przewodnikiem. Przykład jak można zrobić coś ciekawego niewielkim kosztem. I tego brakuje mi u nas.
Wiedziałam, że trzeba rozglądać się za sklepami z lnem. W trakcie pierwszego pobytu w Wilnie sklepy namierzyłam, witryny obejrzałam. Wszystko lniane, len na metry, lniane dzianiny.... raj na ziemi.
Nie było czasu żeby chociaż zajrzeć, a nie wspomnę żeby już cokolwiek kupić. Odłożyłam zakupy na kolejny wyjazd. A na drugiej wycieczce to samo, zwiedzanie z przewodnikiem, czas gonił, a jak była chwila wytchnienia to Maleństwo chciało do ubikacji. No i tak się obeszłam smakiem. Aczkolwiek już plan zrobiłam. W końcu do Wilna mam nie tak daleko, wyskoczymy kiedyś prywatnie.
I takie klimaty lubię. Skansen w Kłajpedzie. Już sobie wyobrażam jak ciepło musiało być przy takim piecu.
I jaki fantastyczny chleb wychodził z takiego pieca.
Jeszcze się muszę pochwalić całkowicie nowym, zaskakującym dla mnie przeżyciem. Dożyłam czasów, że mój własny Bachorek, ten któremu jeszcze nie tak dawno zmieniałam pampersy, woził mnie i resztę naszej rodziny, naszym własnym samochodem po stolicy !!!
Pierwszy raz to już zaliczyłam na początku lipca. Byłam wtedy w Warszawie sama i Najstarsza zabrała mnie na przejażdżkę swoim samochodem. W wielkim stresie zasiadłam na miejscu pasażera, ale kiedy zobaczyłam z jaką lekkością moje dziecko jeździ przez centrum tak dużego miasta przestałam się bać.
Teraz byliśmy wszyscy i stał się cud prawdziwy. Tatuś, który nie chciał jej dawać kluczyków do swojego "oczka w głowie" na naszych bezpiecznych, prowincjonalnych drogach, pozwolił się córce wozić po Warszawie !!!
W te wakacje już dwa razy odwiedziłam Litwę. I to nawet zapuściłam się dalej niż zwykle. Zazwyczaj wpadamy na małe zakupy do miejscowości leżącej tuż przy przejściu granicznym. Tym razem byłam z wycieczkami "zakładowymi": dwa razy w Wilnie, po razie: w Druskiennikach, Połądze i Kłajpedzie. No i Litwa słynie z produkcji lnu właśnie. W ogóle Litwa promuje wszystko co naturalne, ludowe, swojskie.
Przykład pokazuję na zdjęciu poniżej. Góra czarownic.
Piękna, duża góra, rozległy teren leżący na Mierzei Kurońskiej, prawdopodobnie miejsce gdzie kiedyś składano ofiary pogańskim bogom. Dziś cały zapełniony rzeźbami o treści nawiązującej do legend, zwiedzany przez turystów z przewodnikiem. Przykład jak można zrobić coś ciekawego niewielkim kosztem. I tego brakuje mi u nas.
Wiedziałam, że trzeba rozglądać się za sklepami z lnem. W trakcie pierwszego pobytu w Wilnie sklepy namierzyłam, witryny obejrzałam. Wszystko lniane, len na metry, lniane dzianiny.... raj na ziemi.
Nie było czasu żeby chociaż zajrzeć, a nie wspomnę żeby już cokolwiek kupić. Odłożyłam zakupy na kolejny wyjazd. A na drugiej wycieczce to samo, zwiedzanie z przewodnikiem, czas gonił, a jak była chwila wytchnienia to Maleństwo chciało do ubikacji. No i tak się obeszłam smakiem. Aczkolwiek już plan zrobiłam. W końcu do Wilna mam nie tak daleko, wyskoczymy kiedyś prywatnie.
I takie klimaty lubię. Skansen w Kłajpedzie. Już sobie wyobrażam jak ciepło musiało być przy takim piecu.
I jaki fantastyczny chleb wychodził z takiego pieca.
Jeszcze się muszę pochwalić całkowicie nowym, zaskakującym dla mnie przeżyciem. Dożyłam czasów, że mój własny Bachorek, ten któremu jeszcze nie tak dawno zmieniałam pampersy, woził mnie i resztę naszej rodziny, naszym własnym samochodem po stolicy !!!
Pierwszy raz to już zaliczyłam na początku lipca. Byłam wtedy w Warszawie sama i Najstarsza zabrała mnie na przejażdżkę swoim samochodem. W wielkim stresie zasiadłam na miejscu pasażera, ale kiedy zobaczyłam z jaką lekkością moje dziecko jeździ przez centrum tak dużego miasta przestałam się bać.
Teraz byliśmy wszyscy i stał się cud prawdziwy. Tatuś, który nie chciał jej dawać kluczyków do swojego "oczka w głowie" na naszych bezpiecznych, prowincjonalnych drogach, pozwolił się córce wozić po Warszawie !!!
niedziela, 7 czerwca 2015
Kolczyki dla dziecka i o lawie wulkanicznej do grilla gazowego.
Maleństwu znudziły się malutkie kolczyki, tuż przy uszku i zaczęło podciągać "dorosłe" ciężkie kolczyki swojej siostry. Nie bardzo mi się to podobało. Ale, że w pracy miałam ostatnio sporo do czynienia z filcem wpadłam na genialny pomysł.
Zrobiłam kuleczki z filcu, najpierw na sucho, później jeszcze zmniejszyłam na mokro.
Kolczyki zachwyciły Maleństwo, mają żywe wesołe kolorki i są "machające", a o to przede wszystkim chodziło.
Ja jestem spokojna bo nie rozciągają uszka jak te z kamieniami czy koralikami. Oczywiście są to kolczyki domowe, do przedszkola zamieniamy na najmniejsze jakie mamy.
Te miodowe faktycznie są jaśniejsze, idealnie pasują do bluzki w tym samym kolorze. Mają 13 mm średnicy. Niebieskie są z wełny merynosa, cieniowanej stąd te jaśniejsze pasemka. Średnica 12 mm. Zamierzam zrobić ich dużo więcej.
A o kamieniach lawy wulkanicznej nadchodzącej z pomocą udręczonym posiadaczom gazowego grilla już słyszeliście?
Posiadaczem takiego grilla jestem od tak dawna że zdążyłam już zaliczyć wymianę palnika wraz z paleniskiem co wcale nie było ani tanie ani proste. (Sprowadzaliśmy z daleka. Z bardzo daleka).
Palenisko uległo zniszczeniu w trakcie wybuchów ognia spowodowanych kapiącym tłuszczem. A my, wzorując się amerykańskimi filmami gasiliśmy te pożary wodą. Siatka pod płomieniem w szybkim czasie skorodowała i się zwyczajnie pokruszyła.
Nie wiem już kto i gdzie, podpowiedział nam, że istnieje coś takiego jak kamienie lawy, które rozłożone na palenisku zbierają tłuszcz, równomiernie rozprowadzają ciepło i przedłużają życie grillom gazowym. To nie reklama. Podaję dalej chociaż sama jestem dopiero w fazie testowania. Grillowaliśmy trzy dni pod rząd i muszę przyznać, ze różnica jest znacząca.
Nawet jeżeli pojawiały się języki ognia to raczej tylko po bokach, gdzie nie zagrażały moim specjałom. Jestem zadowolona.
Zrobiłam kuleczki z filcu, najpierw na sucho, później jeszcze zmniejszyłam na mokro.
Kolczyki zachwyciły Maleństwo, mają żywe wesołe kolorki i są "machające", a o to przede wszystkim chodziło.
Ja jestem spokojna bo nie rozciągają uszka jak te z kamieniami czy koralikami. Oczywiście są to kolczyki domowe, do przedszkola zamieniamy na najmniejsze jakie mamy.
Te miodowe faktycznie są jaśniejsze, idealnie pasują do bluzki w tym samym kolorze. Mają 13 mm średnicy. Niebieskie są z wełny merynosa, cieniowanej stąd te jaśniejsze pasemka. Średnica 12 mm. Zamierzam zrobić ich dużo więcej.
A o kamieniach lawy wulkanicznej nadchodzącej z pomocą udręczonym posiadaczom gazowego grilla już słyszeliście?
Posiadaczem takiego grilla jestem od tak dawna że zdążyłam już zaliczyć wymianę palnika wraz z paleniskiem co wcale nie było ani tanie ani proste. (Sprowadzaliśmy z daleka. Z bardzo daleka).
Palenisko uległo zniszczeniu w trakcie wybuchów ognia spowodowanych kapiącym tłuszczem. A my, wzorując się amerykańskimi filmami gasiliśmy te pożary wodą. Siatka pod płomieniem w szybkim czasie skorodowała i się zwyczajnie pokruszyła.
Nie wiem już kto i gdzie, podpowiedział nam, że istnieje coś takiego jak kamienie lawy, które rozłożone na palenisku zbierają tłuszcz, równomiernie rozprowadzają ciepło i przedłużają życie grillom gazowym. To nie reklama. Podaję dalej chociaż sama jestem dopiero w fazie testowania. Grillowaliśmy trzy dni pod rząd i muszę przyznać, ze różnica jest znacząca.
Nawet jeżeli pojawiały się języki ognia to raczej tylko po bokach, gdzie nie zagrażały moim specjałom. Jestem zadowolona.
sobota, 30 maja 2015
Rustykalne fiolety - haftowany medalion.
Medalion w fioletach. Może się wydawać, że już pokazywany..... ale tamten był inny - trochę.
Ten był pierwszy, wcześniejszy powstał trochę później, na zamówienie (trochę to zagmatwałam).
Kocie kolczyki - filcowane z sierści kota perskiego.
Kolczyki z sierści kota perskiego i kosteczek krzemowych.
Bardziej ekonomicznie, ekologicznie, naturalnie, w zgodzie z przyrodą już się chyba nie da.
Kuleczki do kolczyków ufilcowałam dawno temu i tak sobie leżały i czekały na swój czas.... tak samo jak jeden z kolczyków do którego parę zgubiła mi Najstarsza.
Czas wreszcie nadszedł, a zmobilizowało mnie wyzwanie Turkusowego Hamaka pt. "Koty".
Kot nie ucierpiał. Wręcz przeciwnie. Kiedy pokazałam moje kolczyki podopiecznym spotkałam się z pytaniem "pani zabiła kota?" Musiałam więc cierpliwie tłumaczyć, że kot żyje i ma się bardzo dobrze, po prostu ze względu na długa sierść musi być czesany, a wyczesane futerko odkładałam sobie z myślą o filcowaniu.
Swój pomysł uważałam za nowatorski i godny opatentowania, ale gdzieś się już nim pochwaliłam i dowiedziałam się, że gdzieś już jakieś wzmianki o tym się pojawiły.... (jak o większości rzeczy które wymyśliłam sama).
Słów parę o materiale.
Czesanka z kota perskiego jest niezwykle delikatna, elegancko filcowała się samymi igiełkami, nie wymagała poprawek metodą na mokro. Kuleczki są leciutkie jak puch, delikatne w dotyku, milutkie.... no i dają świadomość bliskości ukochanego zwierzaka.
Malwina mieszka z nami ponad 11 lat i jest kotem uwielbianym przez wszystkich domowników oprócz Pana, który niezmiennie od 11-stu lat powtarza na jej widok, że zrobi z niej mopa.
To zdjęcie obrazuje przekrój kolorów jakie mam do dyspozycji dzięki Malwinie. Wszystkie kolory widać na ufilcowanych kuleczkach, czarny daje ten odcień szarości na jednej z nich.
Bardziej ekonomicznie, ekologicznie, naturalnie, w zgodzie z przyrodą już się chyba nie da.
Kuleczki do kolczyków ufilcowałam dawno temu i tak sobie leżały i czekały na swój czas.... tak samo jak jeden z kolczyków do którego parę zgubiła mi Najstarsza.
Czas wreszcie nadszedł, a zmobilizowało mnie wyzwanie Turkusowego Hamaka pt. "Koty".
Kot nie ucierpiał. Wręcz przeciwnie. Kiedy pokazałam moje kolczyki podopiecznym spotkałam się z pytaniem "pani zabiła kota?" Musiałam więc cierpliwie tłumaczyć, że kot żyje i ma się bardzo dobrze, po prostu ze względu na długa sierść musi być czesany, a wyczesane futerko odkładałam sobie z myślą o filcowaniu.
Swój pomysł uważałam za nowatorski i godny opatentowania, ale gdzieś się już nim pochwaliłam i dowiedziałam się, że gdzieś już jakieś wzmianki o tym się pojawiły.... (jak o większości rzeczy które wymyśliłam sama).
Słów parę o materiale.
Czesanka z kota perskiego jest niezwykle delikatna, elegancko filcowała się samymi igiełkami, nie wymagała poprawek metodą na mokro. Kuleczki są leciutkie jak puch, delikatne w dotyku, milutkie.... no i dają świadomość bliskości ukochanego zwierzaka.
Malwina mieszka z nami ponad 11 lat i jest kotem uwielbianym przez wszystkich domowników oprócz Pana, który niezmiennie od 11-stu lat powtarza na jej widok, że zrobi z niej mopa.
To zdjęcie obrazuje przekrój kolorów jakie mam do dyspozycji dzięki Malwinie. Wszystkie kolory widać na ufilcowanych kuleczkach, czarny daje ten odcień szarości na jednej z nich.
Subskrybuj:
Posty (Atom)